Ogłoszona przez WHO pandemia COVID-19, podejmowane przez rządy kolejnych państw środki ostrożności takie jak kwarantanna, ograniczanie swobody przemieszczania się, ograniczanie zgromadzeń, zamykanie sklepów, lokali gastronomicznych, szkół, kościołów, kin i teatrów, zamykanie zakładów pracy bądź znaczna reorganizacja zasad ich funkcjonowania, odwoływane wycieczki i loty, rezerwacje w hotelach i pensjonatach, a w niektórych przypadkach także ogłaszanie stanów nadzwyczajnych, odcisnęły piętno na gospodarce. Nie będzie przesadą twierdzenie, że nadciąga kryzys, a wraz z nim – bankructwo wielu firm z różnych branż. To zaś oznacza, iż wyraźnie wzrośnie ryzyko także dla menadżerów, którzy zgodnie z przepisami prawa mogą w określonych sytuacjach odpowiadać za długi zarządzanych przez siebie podmiotów.
Przyczyną powstania odpowiedzialności menadżera za długi jego firmy jest – mówiąc najogólniej – brak reakcji na niewypłacalność tej firmy bądź spóźniona reakcja. Chodzi tu o sytuacje, w których długi firmy przez okres ponad dwóch lat przekraczają wartość jej majątku (ta przesłanka nie dotyczy jednak 1-osobowych firm osób fizycznych oraz firm będących spółkami osobowymi, w których za długi całym swoim majątkiem odpowiadają osoby fizyczne), bądź takich, w których firmy tracą zdolność do wykonywania swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych (ta przesłanka dotyczy każdego przedsiębiorcy), a mimo to zarząd firmy w ciągu 30 dni od powstania jednej z tych sytuacji nie złoży w sądzie wniosku o ogłoszenie upadłości. COVID-19 może bardzo szybko spowodować drugą ze wskazanych sytuacji. Nietrudno np. wyobrazić sobie biznes polegający na prowadzeniu baru lub restauracji, które w normalnych warunkach codziennie są otwarte, mają wielu gości i duży dzienny utarg. Z uwagi jednak na obostrzenia mające ograniczać rozprzestrzenianie się ww. choroby, bar lub restauracja muszą zostać zamknięte. Nie ma klientów, nie ma utargu. Właścicielowi baru udaje się co prawda uregulować bieżące rachunki za media, opłacić czynsz za najem lokalu, podatki i ZUS, oraz wypłacić pensje pracownikom. Jednakże z uwagi na przeciągający się przestój w funkcjonowaniu baru, nie ma już pieniędzy, by spłacić dostawców oraz uregulować ww. płatności za następny okres rozliczeniowy, a co gorsze – nie ma też perspektyw, by w najbliższym czasie obostrzenia paraliżujące funkcjonowanie biznesu zostały uchylone, a bar ponownie mógł na siebie zarabiać. Firma prowadząca bar utraciła więc zdolność do obsługi swojego zadłużenia, co oznacza, że popadła w stan niewypłacalności. Jeżeli jej menadżer w ciągu 30 dni kolejnych dni złoży wniosek o ogłoszenie upadłości, ma pewność, że za długi swojej firmy odpowiadał nie będzie. W warunkach zagrożenia koronawirusem, terminowe złożenie wniosku może jednak być utrudnione. Przede wszystkim problemem może okazać się skompletowanie wymaganej dokumentacji oraz danych dotyczących sytuacji ekonomicznej firmy, które stanowią załączniki do wniosku upadłościowego. W prace nad nimi zaangażowane muszą zostać osoby z księgowości czy też z działu prawnego, a osoby te przecież również mogą zostać objęte kwarantanną bądź zwolnieniami lekarskimi, w efekcie czego – mówiąc obrazowo – może zabraknąć rąk do pracy przy wniosku o ogłoszenie upadłości. W grę nie wchodzi też – co do zasady – złożenie wniosku niekompletnego, tj. bez wszystkich wymaganych załączników, usprawiedliwiane brakiem możliwości ich sporządzenia z powodu reorganizacji pracy firmy i podmiotów z nią współpracujących w związku z walką z koronawirusem, gdyż w kontekście zwolnienia z odpowiedzialności znaczenie ma jedynie wniosek złożony skutecznie, a więc bez braków formalnych (z całą dokumentacją) oraz w pełni opłacony. Pojawia się zatem pytanie, czy w takiej sytuacji menadżer firmy musi pogodzić się z tym, że w niedalekiej przyszłości jej wierzyciele będą dochodzić swoich należności wprost z jego majątku?
Terminowe złożenie wniosku o upadłość firmy daje menadżerom gwarancję ochrony swoich prywatnych majątków przed wierzycielami ich firm w każdym przypadku, który w świetle przepisów prawa umożliwia przeniesienie odpowiedzialności za długi firm na nich osobiście. Chodzi tu zarówno o długi wobec kontrahentów, jak i wobec podmiotów publicznych takich jak Urząd Skarbowy lub ZUS. Jest to zatem przesłanka uniwersalna, która działa w każdej z ww. sytuacji. Prawo polskie zna jeszcze jedną przesłankę o takim charakterze – brak winy w niezłożeniu wniosku upadłościowego w czasie do tego właściwym. Przesłanka ta jednak jest interpretowana dość restrykcyjnie i jest dużo trudniejsza do wykazania, przez co jej praktyczne znaczenie dla ochrony zarządu pozostaje raczej niewielkie. Niemniej w obliczu zmian w funkcjonowaniu życia gospodarczego w związku z koronawirusem, warto powiedzieć o niej nieco więcej.
Relatywnie prosta w ocenie sytuacja wystąpi wtedy, gdy koronawirusem zostanie zakażony sam menadżer. Długotrwała choroba członka zarządu jest wskazywana jako sytuacja świadcząca o braku winy w niezłożeniu wniosku upadłościowego w czasie właściwym, a więc pozwala zwolnić się z odpowiedzialności za długi firmy. Jak pokazują codzienne doniesienia w sprawie kolejnych przypadków zachorowań na COVID-19, dotknięci nimi pacjenci są poddawani hospitalizacji. Jeżeli zatem przesłanki do złożenia wniosku o upadłość firmy ziszczą się w okresie hospitalizacji menadżera, która uniemożliwi mu złożenie wniosku upadłościowego w ciągu 30 dni od daty ziszczenia się tych przesłanek, to w takim wypadku w pełni usprawiedliwione będzie zwolnienie go z odpowiedzialności za długi firmy właśnie z uwagi na brak winy. Tezę tę należy jednak sprecyzować poprzez wyraźne podkreślenie, że w przypadku, gdy zarząd firmy jest wieloosobowy, na wskazaną sytuację może powołać się jedynie ten członek zarządu, którego bezpośrednio dotyczyła hospitalizacja. Pozostałe osoby zasiadające w składzie tego organu, jeżeli były zdrowe i nie zachodziły inne szczególne sytuacje firmie (o czym szerzej poniżej), nie mogą skutecznie zwolnić się z własnej odpowiedzialności za długi z powołaniem się na chorobę swojego kolegi, nawet jeżeli była to tak szczególna choroba, jak COVID-19. Odpowiedzialność menadżerska za zobowiązania firmy ma bowiem charakter indywidualny – skoro bowiem wniosek o upadłość może złożyć każdy członek bez względu na zasady reprezentacji, to tym samym każdy członek zarządu odpowiada za własne działania lub zaniechania związane z prawidłowym wykonaniem obowiązku złożenia wspomnianego wniosku.
Więcej problemów nastręcza ocena sytuacji, w której menadżer zostanie poddany obowiązkowej kwarantannie, ale odbywanej w warunkach domowych, np. dlatego, że wrócił z zagranicy albo miał kontakt z osobą, u której następnie stwierdzono zakażenie koronawirusem. Nie jest wykluczone przyjęcie poglądu, że w warunkach domowych można zdalnie zarządzać firmą – wydawać polecenia pracownikom, np. sporządzenia zestawienia wymagalnych zobowiązań w celu weryfikacji opóźnień w płatnościach, czy też pracownikom działu prawnego, by wydali opinię w przedmiocie konieczności składania wniosku upadłościowego. Nie jest wreszcie wykluczone przyjęcie poglądu, że menadżer może zlecić przygotowanie wspomnianego wniosku zewnętrznej kancelarii prawnej, udzielając stosowanego pełnomocnictwa. W efekcie więc wydawać by się mogło, że powołanie się na obowiązek przebywania w kwarantannie nie jest równoznaczne z wykazaniem braku winy w ewentualnym niezłożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości. Teza ta budzi mimo wszystko kontrowersje. Nawet bowiem maksymalne scedowanie obowiązków związanych z przygotowaniem wniosku upadłościowego nie wyłącza w całości zaangażowania zarządu w prace nad nim. Jednym z jego obligatoryjnych elementów jest oświadczenie o prawdziwości zawartych w nim danych, które musi być opatrzone podpisem zarządu spółki – jego brak skutkuje zwrotem wniosku bez możliwości ewentualnego uzupełnienia poprzez dostarczenie ww. oświadczenia. Można więc zapytać, czy jest sens przerywania kwarantanny bądź spotkania się z osobą odbywającą tę kwarantannę po to tylko, by mogła ona złożyć wspomniany podpis? Ryzyka jest więcej niż ewentualnych korzyści, wobec czego należy stanąć na stanowisku, że zasadą powinno być rozciągnięcie stosowania przesłanki braku winy również na tych menadżerów, którzy byli w kwarantannie. Nie powinno to jednak oznaczać automatyzmu. Przykładowo, jeżeli kwarantanna trwała 14 dni i jej początek zbiegł się z otwarciem 30-dniowego terminu na złożenie wniosku o ogłoszenie upadłości, a w czasie jej trwania menadżer miał możliwość sprawowania zdalnego zarządu nad firmą, to oznacza, że mógł poznać aktualny stan jej zobowiązań, polecić rozpoczęcie prac nad wnioskiem czy też udzielić pełnomocnictwa do złożenia wniosku, a potem w ciągu 16 dni po zakończeniu kwarantanny mógł nadzorować sfinalizowanie wszelkich prac oraz złożyć wymagane podpisy. W takiej sytuacji trudno stawiać tezę, iż niezłożenie wniosku było niezawinione. Należy bowiem pamiętać, że przepisy prawa od członków zarządów firm wymagają podwyższonych standardów działania, co ma znaczenie dla oceny, czy można przypisać im winę za szkody w działaniach bądź zaniechaniach związanych z kierowaniem firmami (z uwagi na powyższe, łatwiej jest im przypisać winę niż osobom, przed którymi prawo nie stawia takich wymagań w zakresie prowadzenia swoich spraw). Ocena sprawy wyglądałaby jednak inaczej, gdyby dopiero po powrocie z kwarantanny menadżer dowiedział się o tym, że jego firma kwalifikuje się do upadłości (np. dlatego, że w czasie kwarantanny nie miał możliwości zdalnego zarządzania firmą), a wcześniej obiektywnie nie miał możliwości powzięcia wiedzy o tym stanie rzeczy. Gdyby bowiem niezwłocznie po powrocie do pracy taki menadżer podjął decyzję o złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości, to nawet w razie złożenia wniosku już po upływie 30 dni od zaistnienia stanu bankructwa firmy, mógłby uzyskać zwolnienie od odpowiedzialności za długi firmy z powołaniem się na brak winy, w szczególności gdyby udało się mu doprowadzić do zgłoszenia upadłości w ciągu 30 dni od powrotu do pracy po kwarantannie. Jak widać, możliwych przypadków jest bardzo wiele. Konkluzja na dzień dzisiejszy powinna być więc taka, że jeżeli tylko mamy możliwość sprawowania zarządu nad firmą pomimo pozostawania w kwarantannie i wiemy, że kwalifikuje się ona do postawienia w stan upadłości, to – w braku innych przeszkód – powinniśmy polecić przygotowanie wniosku upadłościowego oraz złożyć go niezwłocznie po powrocie do pracy.
Najbardziej problematyczna w ocenie jest sytuacja, w której menadżer nie zachoruje na COVID-19 ani nawet nie zostanie poddany kwarantannie, ale jeden z powyższych skutków dotknie niektórych jego pracowników. Mowa tu o pracownikach księgowości oraz działu prawnego, którzy są niezbędni w przygotowaniu wniosku – i to nawet, jeżeli jego złożenie zostało zlecone na zewnątrz (np. zewnętrznej kancelarii). I tak – z jednej strony można twierdzić, że ewentualne niezłożenie wniosku upadłościowego z uwagi na powyższe przeszkody nie świadczy o braku winy po stronie menadżerskiej w niezłożeniu wniosku upadłościowego. Wspomniane wcześniej podwyższone standardy prowadzenia działalności mogą bowiem obciążać menadżerów konsekwencjami nieefektywnego zorganizowania pracy firmy (tu: niezabezpieczenia firmy na wypadek choroby jej pracowników). Z drugiej jednak strony zachorowanie na COVID-19 nie jest zwykłą grypą czy przeziębieniem, lecz czymś, co wymaga nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, w tym izolacji chorych i ich hospitalizacji. Co więcej, jeszcze większe restrykcje wiążą się z działaniami prewencyjnymi, takimi jak obowiązkowa kwarantanna (nawet jeżeli nie wykazujemy żadnych objawów chorobowych) czy też zalecenia, by zostać w domu, które ewidentnie utrudniają bieżące funkcjonowanie firm. Stąd też wydaje się, że jeżeli któraś z firm nie złoży terminowo wniosku o upadłość z uwagi na powyższe przeszkody dotyczące jej pracowników, których nie można było ominąć, to w takim wypadku otwarta będzie możliwość zwolnienia się menadżera z ewentualnej odpowiedzialności za jej długi. Oczywiście, tutaj pierwszeństwo znów będą miały okoliczności każdej sprawy, niemniej zasada powinna być taka, że zarząd nie ponosi winy w niezłożeniu wniosku upadłościowego w terminie, jeżeli obostrzenia związane z walką z koronawirusem sparaliżowały prace jego firmy na tyle, że obiektywnie nie była ona w stanie przygotować całości wymaganej prawem dokumentacji (wniosek w takiej sytuacji powinien być złożony niezwłocznie po ustaniu wskazanych przeszkód).
Warto zaznaczyć, że przepisy ustawy Prawo upadłościowe dopuszczają możliwość złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości pomimo niedołączenia wszystkich wymaganych dokumentów (wyjątek ten nie dotyczy jednak wspomnianego wcześniej oświadczenia o prawdziwości danych zawartych we wniosku, które musi być do niego załączone i podpisane przez wnioskodawcę, a nie jego pełnomocnika). W takiej sytuacji wnioskodawca musi we wniosku podać przyczyny ich niedołączenia oraz je uprawdopodobnić. Wydaje się, że omawiana regulacja mogłaby znaleźć zastosowanie w tych przypadkach, gdy funkcjonowanie firmy z powodu rozprzestrzeniania się koronawirusa nie zostało sparaliżowane w całości, a więc np. zarząd jest zdolny do pracy, księgowość jest w stanie przygotować swoją część dokumentacji załączanej następnie do wniosku, do czego z kolei nie jest aktualnie zdolny dział prawny. Jeżeli taka sytuacja w firmie wystąpi, to z ostrożności zarząd powinien zdecydować się na złożenie chociażby niekompletnego wniosku upadłościowego, połączone z wyjaśnieniem, iż pozostałej części dokumentów nie był w stanie przygotować właśnie z powyższych powodów. W ten sposób wykaże, że w danej sytuacji postąpił w sposób maksymalnie realizujący ciążącą na nim zasadę profesjonalizmu w prowadzeniu firmy. Sąd co prawda może w różny sposób zakwalifikować powyższą praktykę, nie wykluczając uznania wniosku za niespełniający wymagań formalnych i z tej przyczyny za kwalifikujący się do uzupełnienia tych braków z ryzykiem zwrotu w razie ich nieuzupełnienia. Niemniej nawet gdyby sąd rzeczywiście uznał wniosek złożony w powyższych warunkach za dotknięty brakami, to i tak istnieje dużo prawdopodobieństwo, że pismo wzywające do uzupełnienia braków zostałoby doręczone do firmy już w takim czasie, że byłaby ona w stanie wniosek ten uzupełnić (a jego uzupełninie w ciągu 7 dni od daty otrzymania wezwania jest równoznaczne z uznaniem wniosku za złożony w pierwotnym terminie), a poza tym – biorąc pod uwagę szczególną sytuację związaną z koronawirusem – ewentualny zwrot wniosku złożonego w takich warunkach nie wykluczałby możliwości zwolnienia się w przyszłości z ewentualnej odpowiedzialności za długi firmy z powołaniem się na przesłankę braku winy w niezłożeniu wniosku upadłościowego w czasie właściwym.
Sytuacja związana z pojawieniem się COVID-19 jest dynamiczna i na dzień dzisiejszy nie wiadomo, bankructwami ilu firm gospodarka zapłaci za walkę z jego rozprzestrzenianiem się. Niemniej, menadżerowie, przed którymi ryzyko poniesienia osobistej odpowiedzialności za długi ich firm w ostatnim czasie wzrosło, właśnie z powodu ww. choroby, powinni mieć na względzie następujące uwagi: